Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

reklama
Mroczny przypadek BMW 520D
kalendarz 17/11 2014

Mroczny przypadek BMW 520D

Nie trzeba było długo czekać, by dotarła do nas kolejna historia, która osłabia. Tym razem rzeczoznawca Autotesto sprawdzał przed zakupem BMW 520D. 

Pan Łukasz zaczął szukać dla siebie samochodu, w marcu wybór padł na BMW 520D w wersji kombi. Znalazł takie auto w Tarnobrzegu za 41 900zł, ciężko było się w nim od razu nie zakochać. Rok produkcji 2006 (modelowy 2007), panoramiczny dach, skórzana tapicerka, nawigacja satelitarna i wiele innych - samochód prezentował się świetnie i rozpieszczał dodatkami. Pan Łukasz zorganizował finansowanie z banku i niedługo później cieszył się nowym nabytkiem. I cieszyłby się nim dalej, gdyby w aucie po tygodniu od zakupu nie pojawiła się usterka.

Lawina problemów

Kupujący wybrał się do autoryzowanego serwisu. Na miejscu dowiedział się, że został oszukany, bo auto nie miało 236 tys. km jak sugerują wskazania licznika, tylko... 477 tys. wg danych z systemu serwisowego BMW. Rzeczoznawca wycenił również wartość auta na 31 000zł zamiast 41 900zł, które zapłacił Pan Łukasz. Manipulacje przebiegu akurat nie są niczym nadzwyczajnym na rynku wtórnym, ale najlepsza w tym wszystkim jest postawa komisanta.

Kupujący udał się do komisu, w którym kupił auto i poinformował właściciela o zaistniałej sytuacji. Dodał też, że chce zwrócić auto i odzyskać wszystkie pieniądze. Co na to sprzedający? Stwierdził, że... autoryzowany serwis BMW kłamie. A auto ma 236 tys. km. Gdy Pan Łukasz wręczył komisantowi dokument z pieczątką i podpisem przedstawicielstwa BMW, który potwierdzał, że auto ma co najmniej 477 tys. km, to komisant stwierdził, że to nie jest żaden dowód, ponieważ podstawą jest książka serwisowa. A tej w aucie nie było. Cóż, może znalazłaby się w koszu biura tego komisu, bo jej brak zapewne nie był przypadkowy...? To jednak nie koniec.

Schodów ciąg dalszy

Pan Łukasz nie mógł wnioskować o rozwiązanie umowy, ponieważ współwłaścicielem samochodu był bank, auto częściowo zostało sfinansowane poprzez kredyt. Musiał zdobyć szybko pieniądze, by go spłacić. Mało tego – za pojazd zapłacił 41 900zł, ale jak to w komisach bywa, na umowie widniała zaniżona kwota 35 000zł, by sprzedawca mógł odprowadzić mniejszy podatek. Przez to ciężko było udowodnić ile Pan Łukasz tak naprawdę zapłacił za auto i jaka kwota powinna zostać zwrócona. Kupujący dwoił się i troił, żeby zdobyć skądś pieniądze na natychmiastową spłatę kredytu, temat ciągnął się przez blisko trzy miesiące. W międzyczasie udało się zebrać dowody i wszystkie potrzebne dokumenty. Po pozbyciu się kredytu Pan Łukasz przystąpił do odstąpienia od umowy z powodu stanu samochodu niezgodnego z opisem oraz zatajenia prawdy. Co na to komisant przyparty do muru? Bez większych problemów zdecydował się przyjąć samochód i zwrócić pieniądze, co potwierdził też na załączonym piśmie. Ale nie wszystkie...

Sprzedający stwierdził, że zwróci tylko kwotę, która widnieje na umowie, i dodatkowo pomniejszy ją o 10 tys. zł. Skąd takie wyliczenia? Oszust skalkulował ją na podstawie opłat za najem długoterminowy. Pan Łukasz przez trzy miesiące zbierał pieniądze na spłatę kredytu i sprzedający rozliczył ten okres jako wypożyczenie samochodu…

Co na to prawo?

Nie możemy powiedzieć, że cała ta szopka już się zakończyła, bo mimo, że sprawa zaczęła się w marcu, to dopiero ledwie dwa tygodnie temu trafiła do sądu. Na jej rozwiązanie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Zasięgnęliśmy jednak porady prawnika, który poinformował nas, że można skorzystać z prawa rękojmi, ponieważ zostały spełnione trzy warunki: auto nie jest takie, jakie zostało zaprezentowane; wykryte wady zmniejszają wartość lub użyteczność pojazdu; kupujący nie wiedział o wadach w momencie finalizacji transakcji. Dzięki temu oszukany może żądać obniżenia ceny pojazdu lub rozwiązania umowy i zwrotu równowartości pojazdu. Problemem będzie tylko zaniżona kwota na fakturze.

Mamy nadzieję, że sprawa zostanie zakończona pozytywnie dla Pana Łukasza, a od komisanta zostaną wyciągnięte odpowiednie konsekwencje. Ten przypadek potwierdza, że na rynku wtórnym znajduje się mnóstwo oszustów i konieczne jest dokładne sprawdzenia auta przed zakupem. W końcu w takich przypadkach najbardziej bolesne są niepotrzebne nerwy.

źródło: Autotesto.pl