Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

reklama
Motoryzacyjne miny z ogłoszeń
kalendarz 06/11 2014

Motoryzacyjne miny z ogłoszeń

Sprawdzanie aut przed zakupem z każdym dniem potrafi przynieść coraz ciekawsze historie. Zatajone fakty na temat przeszłości, wyszukane wyjaśnienia ukrytych usterek przez komisantów i wiele innych niecodziennych historii… Przedstawiamy najciekawsze przypadki z ubiegłego tygodnia.

Rzeczoznawca motoryzacyjny nie ma łatwej pracy, bo niestety nie każdy sprzedawca przyjmuje go z otwartymi rękami. Szczególnie, gdy jest coś do ukrycia… Mimo tego oględziny auta oraz wykryte usterki dają pojęcie na co warto zwracać uwagę w przyszłości. I chyba właśnie dlatego chcemy je tutaj poruszyć. Na jakie ciekawe eksperci Autotesto.pl natknęli się tym razem?

Citroen Picasso dla beztroskiej rodziny

Auto jest dość świeże, pochodzi z 2008 r. Jak zostało opisane? Tak jak zwykle – bezwypadkowe, w idealnym stanie i bez konieczności doinwestowania. Przedzakupowe sprawdzenie auta wykazało jednak drobne kłamstwa – samochód ma za sobą przeszłość powypadkową, ponadto zawieszenie jest uszkodzone, Picasso ściągał na jedną ze stron. Łyse opony i uszkodzony układ wydechowy również nieprzyjemnie zaskoczyły, a powycierana gałka dźwigni zmiany biegów i kierownica obszyta nową skórą sugerowały, że na liczniku jest więcej niż deklarowane 147 000 km…

Właściciel nie przejął się jednak zarzutami. Ba – dalej utrzymywał, że samochód jest bezwypadkowy, a wyniki z miernika grubości powłoki lakierniczej po prostu zignorował. Czemu obszył kierownicę? Bo miała rysę…

Subaru Impreza – ne bita jak każda inna

Ciekawy kąsek dla miłośników rajdów WRC – oto słynne Subaru Impreza. Trochę leciwe, bo z 2000 r, ale właściciel zapewniał, że samochód jest bezwypadkowy, a silnik i skrzynia biegów pracują jak marzenie. Całość jest świetnie utrzymana. Sprawdzenie samochodu używanego często jednak udowadnia, że stan faktyczny mija się z prawdą i tak też było tym razem. Pojazd przeszedł kolizję lub wypadek. I to prawdopodobnie nie jeden, sądząc po skali uszkodzeń. Ponadto sprzęgło szarpało, silnik dławił się podczas przyspieszania, a skrzynia biegów haczyła. Są za to też dobre strony.

Właściciel tego auta chodził za ekspertem jak cień i był wyjątkowo serdeczny – chętnie odpowiadał na pytania i interesował się badaniem, choć momentami można było odnieść wrażenie, że chciał przez to nieco zamaskować niedomagania. Auto na szczęście nie sprawiało wrażenia zmęczonego życiem, a to w przypadku tego modelu dość rzadkie zjawisko.

Cbevrolet Aveo dla naiwnych

To ciekawy przypadek. Auto nie jest stare, pochodzi z 2009 r., dlatego można spodziewać się po nim niezłej kondycji. Taką tezę potwierdzała też aukcja – samochód od pierwszego właściciela, bezwypadkowy (to chyba stały slogan) i zadbany. Nasz ekspert samochodowy dotarł na miejsce i od razu wychwycił pierwszy zgrzyt – auto jest od drugiego, a nie pierwszego właściciela… Ponadto przeszło kolizję, a zdjęcia do ogłoszenia zostały wykonane tak, by nie było widać świecącej się kontrolki poduszek powietrznych. Airbagi niestety nie działały…

Sprzedający nic nie wyjaśnił, bo nie był rozmowny – zrzucał wszystko na swoją partnerkę, a że jej nie było, to konwersacja się nie kleiła. Udało się za to ustalić dlaczego sprzedaje auto. Odpowiedź była wbrew pozorom prosta – bo nikt nim nie jeździ. Może dlatego wymagał troski?

Mini Cooper S z drobnym sekretem

96 000 km przebiegu, doładowany silnik 1.6 o mocy 175 KM i… butla z gazem, żeby było taniej. Auto miało być zadbane, nieuszkodzone i przy okazji świetnie zachowane. W praktyce okazało się, że nadwozie jest stosunkowo mocno poobijane, a przebieg widoczny na wyświetlaczu o dziwo sporo niższy – nieco ponad 63 000 km. Czyżby właściciel, którym okazała się być miła Pani, sama nie wiedziała ile ten wóz właściwie przejechał? Sprawdzenie auta wykazało również uszkodzenie konstrukcji nośnej, a wszelkie naprawy były nieudokumentowane. Mało tego – okazało się, że… Mini zostało sprowadzone z Wielkiej Brytanii! Co na to właścicielka?

„Przecież każde Mini pochodzi z Anglii”. Panią ciężko było przegadać, bo wiedziała lepiej. I to mimo, że samochód ewidentnie przeszedł przekładkę kierownicy, a cały kokpit trzeszczał na nierównościach i został fatalnie spasowany podczas całej operacji. Argument był jeden – Mini takie są i już. Cóż, aż strach polemizować.

źródło: Autotesto.pl